niedziela, 2 lutego 2014

FOREX – od czego zacząć cz. 1

forex - od czego zacząć



                                                                           START


   Witaj :-)

   Zdaję sobie sprawę, że możesz być w tym momencie na wyższym poziomie wtajemniczenia odnośnie Forexu, tradingu i inwestycji. Zachęcam Cię jednak do zapoznania się z moją historią, być może okaże się, że jest bardzo podobna do Twojej:-)
   Skoro zawitałeś na bloga o treściach typowo inwestycyjnych, na pewno wiesz co to jest rynek Forex. Podejrzewam, że jeśli wiesz co to jest, to z pewnością rozważałeś możliwość zostania traderem i czerpania dochodów z handlu walutami oraz innymi instrumentami. Zapewne nie do końca wiesz od czego powinieneś zacząć swoją drogę, ponieważ wpisując hasło „forex” w wyszukiwarce otrzymujesz spooorą dawkę informacji – nie martw się:-)
   Jak zwykło się mawiać, lepiej uczyć się na błędach innych niż swoich, dlatego pozwolę sobie na krótką „lekcję historii” i opowiem Ci jak to wszystko wyglądało gdy ja zaczynałem…
  
   Moja przygoda z rynkiem zaczęła się w latach dziewięćdziesiątych, gdy na GPW było notowanych kilka spółek. Następnie utworzono rynek równoległy na którym był notowany (na początku) tylko jeden walor – spółka Efekt, a jej notowania odbywały się chyba tylko raz w tygodniu.
   Po zamknięciu notowań często pojawiały się takie symbole: 

  NK/NS – nadwyżka kupna/sprzedaży
  RK/RS – redukcja kupna/sprzedaży
  OK/OS – oferta kupna/sprzedaży

   Zdarzało się, że walor który chcieliśmy kupić był notowany z symbolem RK50, co oznaczało, że nasze zlecenie było redukowane o połowę, czyli zamiast np. 100 akcji otrzymywaliśmy 50. Gdy w kolejnych dniach redukcje kupna nie znikały, a walor piął się w górę (bardzo często +9.9% dziennie) zaczynano go notować ze skrótem OK, a następnie zostawały znoszone dzienne widełki cenowe i cena danej akcji była puszczana na „żywioł”, czyli mogła iść w każdą stronę bez ograniczeń, aż do zaspokojenia popytu (w przypadku wzrostów). Przy okazji, możesz zobaczyć te skróty na warszawskiej tablicy notowań w filmie pt. „Amok” albo „Pierwszy milion” – już nie pamiętam w którym to było.
   Poza tym notowania sprawdzało się w gazecie, telegazecie, zlecenia składało się osobiście w biurze maklerskim lub przez telefon (opcja która weszła trochę później) dzwoniąc do maklera. Później wprowadzono opcję składania zleceń prze internet, następnie nastały czasy kontraktów na WIG20, Forexu, a teraz jesteśmy tu i teraz:-)
   Pierwszy raz z Analizą techniczną (AT) miałem styczność gdy kupiłem gazetę giełdy „Parkiet”. Były tam zamieszczone informacje o spółkach, komentarze analityków, często poparte właśnie AT. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zacząłem czytać o tym co będzie na rynku za parę dni tygodni… Skąd Ci panowie to wiedzieli, patrząc tylko na wykres indeksu WIG bądź danej spółki – zaczęło mnie to intrygować, ponieważ nie rozumiałem z tego technicznego bełkotu ani słowa. Powoli zacząłem rozgryzać co tyczy się czego i z czym to się je, ale brakowało mi podstaw, aby samodzielnie wywnioskować cokolwiek z wykresu.      Niestety w tamtych „romantycznych” czasach był zupełnie inny problem niż dzisiaj – brak wiedzy w postaci książek, szkoleń stacjonarnych lub internetowych etc. Niemniej jednak udało mi się jakoś znaleźć idealną (wtedy) dla mnie pozycję książkową pt. „Analiza techniczna rynków finansowych” J. J. Murph’iego. Kiedy zacząłem ją czytać po prostu się zakochałem i od tamtego dnia wiedziałem, że prędzej czy później zostanę traderem – życie chciało jednak później;-)
   Po przeczytaniu tej książki byłem pewien, że już nic przede mną na rynku się nie ukryje, ponieważ znam wszystkie klasyczne formacje, wiem jak działają oscylatory itp. – nikt nie ma ze mną szans – aż się łza w oku kręci kiedy to piszę, jaki człowiek był naiwny.
   Z biegiem czasu zacząłem kupować kolejne książki z dziedziny AT i pochłaniać jedna za drugą – każda następna wydawała się lepsza, mądrzejsza i z każdą następną zmieniałem swój system gry (jeśli można było to nazwać systemem). Oczywiście po kilku nieudanych próbach zagrań daną metodą szybko zmieniałem ją na nową – bo po co „marnować” czas na coś co nie działa. Wtedy zaczęły się moje pierwsze urazy do rynku. Obrażałem się, zostawiałem wykresy, rozmyślałem, następnie dzięki jakiemuś impulsowi (np. TV) wracałem ponownie i od nowa próbowałem wyczarować swojego upragnionego św. Graala:-) Nigdy jednak nie znalazłem czasu aby zadać sobie kilka podstawowych pytań – do których namawiam teraz Ciebie:
  1. Z jakiego powodu tak bardzo chcę grać na rynku, co jest dla mnie motywacją?
  2. Jaką drogę powinienem wybrać, w czym powinienem się „kształcić”, jakie metody gry do mnie pasują, a jakich nie powinienem „dotykać”?
  3. Dlaczego metody gry których próbowałem do tej pory u mnie nie działają, skoro inni piszą o nich książki?
  4. Czy mam w sobie tyle samozaparcia i samodyscypliny, aby stać się traderem?
  5. Czy moja życiowa sytuacja pozwala mi na poświęcanie wystarczającej ilości czasu rynkowi?
  6. Czy w przyszłości widzę siebie spędzającego sporą ilość czasu przed komputerem i śledzącego wykresy, czy też wolę inne zajęcie?
  7. Ile jestem w stanie poświęcić, aby stać się traderem?
   Oczywiście nie jest to pełna lista pytań na które powinieneś poszukać odpowiedzi, zanim zaczniesz myśleć o grze na rynku. Sądzę, że każdy z nas ma inne priorytety, inne zapatrywania, inne sytuacje życiowe. Dlatego każdy powinien stworzyć indywidualną listę pytań dotycząca jego osoby i danej sytuacji.

   W kolejnej części postaram się powiedzieć jakie wady ma „zawód” tradera, ponieważ o zaletach piszą i wiedzą wszyscy ;-)

                         „Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku”