START
Witaj :-)
Zdaję sobie sprawę,
że możesz być w tym momencie na wyższym poziomie wtajemniczenia odnośnie
Forexu, tradingu i inwestycji. Zachęcam Cię jednak do zapoznania się z moją
historią, być może okaże się, że jest bardzo podobna do Twojej:-)
Skoro zawitałeś na
bloga o treściach typowo inwestycyjnych, na pewno wiesz co to jest rynek Forex.
Podejrzewam, że jeśli wiesz co to jest, to z pewnością rozważałeś możliwość
zostania traderem i czerpania dochodów z handlu walutami oraz innymi
instrumentami. Zapewne nie do końca wiesz od czego powinieneś zacząć swoją
drogę, ponieważ wpisując hasło „forex” w wyszukiwarce otrzymujesz spooorą dawkę
informacji – nie martw się:-)
Jak zwykło się
mawiać, lepiej uczyć się na błędach innych niż swoich, dlatego pozwolę sobie na
krótką „lekcję historii” i opowiem Ci jak to wszystko wyglądało gdy ja
zaczynałem…
Moja przygoda z
rynkiem zaczęła się w latach dziewięćdziesiątych, gdy na GPW było notowanych
kilka spółek. Następnie utworzono rynek równoległy na którym był notowany (na
początku) tylko jeden walor – spółka Efekt, a jej notowania odbywały się chyba
tylko raz w tygodniu.
Po zamknięciu
notowań często pojawiały się takie symbole:
NK/NS – nadwyżka kupna/sprzedaży
RK/RS – redukcja kupna/sprzedaży
OK/OS – oferta kupna/sprzedaży
Zdarzało się, że
walor który chcieliśmy kupić był notowany z symbolem RK50, co oznaczało, że
nasze zlecenie było redukowane o połowę, czyli zamiast np. 100 akcji
otrzymywaliśmy 50. Gdy w kolejnych dniach redukcje kupna nie znikały, a walor
piął się w górę (bardzo często +9.9% dziennie) zaczynano go notować ze skrótem
OK, a następnie zostawały znoszone dzienne widełki cenowe i cena danej akcji
była puszczana na „żywioł”, czyli mogła iść w każdą stronę bez ograniczeń, aż
do zaspokojenia popytu (w przypadku wzrostów). Przy okazji, możesz zobaczyć te
skróty na warszawskiej tablicy notowań w filmie pt. „Amok” albo „Pierwszy
milion” – już nie pamiętam w którym to było.
Poza tym notowania
sprawdzało się w gazecie, telegazecie, zlecenia składało się osobiście w biurze
maklerskim lub przez telefon (opcja która weszła trochę później) dzwoniąc do
maklera. Później wprowadzono opcję składania zleceń prze internet, następnie
nastały czasy kontraktów na WIG20, Forexu, a teraz jesteśmy tu i teraz:-)
Pierwszy raz z
Analizą techniczną (AT) miałem styczność gdy kupiłem gazetę giełdy „Parkiet”.
Były tam zamieszczone informacje o spółkach, komentarze analityków, często
poparte właśnie AT. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zacząłem czytać o tym co
będzie na rynku za parę dni tygodni… Skąd Ci panowie to wiedzieli, patrząc
tylko na wykres indeksu WIG bądź danej spółki – zaczęło mnie to intrygować,
ponieważ nie rozumiałem z tego technicznego bełkotu ani słowa. Powoli zacząłem
rozgryzać co tyczy się czego i z czym to się je, ale brakowało mi podstaw, aby
samodzielnie wywnioskować cokolwiek z wykresu. Niestety w tamtych „romantycznych” czasach
był zupełnie inny problem niż dzisiaj – brak wiedzy w postaci książek, szkoleń
stacjonarnych lub internetowych etc. Niemniej jednak udało mi się jakoś znaleźć
idealną (wtedy) dla mnie pozycję książkową pt. „Analiza techniczna rynków
finansowych” J. J. Murph’iego. Kiedy zacząłem ją czytać po prostu się
zakochałem i od tamtego dnia wiedziałem, że prędzej czy później zostanę
traderem – życie chciało jednak później;-)
Po przeczytaniu tej
książki byłem pewien, że już nic przede mną na rynku się nie ukryje, ponieważ
znam wszystkie klasyczne formacje, wiem jak działają oscylatory itp. – nikt nie
ma ze mną szans – aż się łza w oku kręci kiedy to piszę, jaki człowiek był
naiwny.
Z biegiem czasu zacząłem kupować kolejne książki z dziedziny
AT i pochłaniać jedna za drugą – każda następna wydawała się lepsza, mądrzejsza
i z każdą następną zmieniałem swój system gry (jeśli można było to nazwać
systemem). Oczywiście po kilku nieudanych próbach zagrań daną metodą szybko
zmieniałem ją na nową – bo po co „marnować” czas na coś co nie działa. Wtedy
zaczęły się moje pierwsze urazy do rynku. Obrażałem się, zostawiałem wykresy,
rozmyślałem, następnie dzięki jakiemuś impulsowi (np. TV) wracałem ponownie i
od nowa próbowałem wyczarować swojego upragnionego św. Graala:-) Nigdy jednak
nie znalazłem czasu aby zadać sobie kilka podstawowych pytań – do których
namawiam teraz Ciebie:
- Z jakiego powodu tak bardzo chcę grać na rynku, co jest dla mnie motywacją?
- Jaką drogę powinienem wybrać, w czym powinienem się „kształcić”, jakie metody gry do mnie pasują, a jakich nie powinienem „dotykać”?
- Dlaczego metody gry których próbowałem do tej pory u mnie nie działają, skoro inni piszą o nich książki?
- Czy mam w sobie tyle samozaparcia i samodyscypliny, aby stać się traderem?
- Czy moja życiowa sytuacja pozwala mi na poświęcanie wystarczającej ilości czasu rynkowi?
- Czy w przyszłości widzę siebie spędzającego sporą ilość czasu przed komputerem i śledzącego wykresy, czy też wolę inne zajęcie?
- Ile jestem w stanie poświęcić, aby stać się traderem?
Oczywiście nie jest
to pełna lista pytań na które powinieneś poszukać odpowiedzi, zanim zaczniesz
myśleć o grze na rynku. Sądzę, że każdy z nas ma inne priorytety, inne
zapatrywania, inne sytuacje życiowe. Dlatego każdy powinien stworzyć
indywidualną listę pytań dotycząca jego osoby i danej sytuacji.
W kolejnej części postaram
się powiedzieć jakie wady ma „zawód” tradera, ponieważ o zaletach piszą i
wiedzą wszyscy ;-)
„Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego
kroku”